Rób to, co Cię uszczęśliwia. Bądź z kimś, kto sprawia, że się uśmiechasz. Śmiej się tyle, ile oddychasz i kochaj tak długo, jak żyjesz"

Freitag, 24. Februar 2012

Matura to wojna

tak twierdzi moja Najstarsza. Ja pomału też zaczynam w to wierzyć, bo od kilku miesięcy walczę. Dosłownie. Zaraz wyjaśnię dlaczego. Gdybyśmy mieszkali w Polsce, to w maju normalnie przystępowałaby do egzaminów. Ale w czerwcu zeszłego roku przeprowadziliśmy się do Niemiec. I tu się wszystko skomplikowało, ponieważ nabór do niemieckich szkół odbywa się na wiosnę, a my do szkoły zgłosiliśmy się po koniec sierpnia, no bo przecież były wakacje. Okazało się, że świadectwo z Polski musi zostać uznane przez niemiecki Landesregierung w Kolonii (chyba coś  w rodzaju naszego Urzędu Marszałkowskiego, nie jestem pewna, nie zagłębiałam się w to za bardzo) i zweryfikowane pod względem niemieckiego systemu oświaty i oceniania. Po drodze do uzyskania tej informacji kierowano nas do różnych innych urzędów i osób (no cóż, okazuje się, że niekompetentni są nie tylko nasi urzędnicy), koniec końców wysłałam komplet dokumentów do właściwego urzędu. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilku dniach przyszła informacja że pani Wesoła (nazwijmy ją), nie może rozpatrzyć wniosku Najstarszej, bo dołączone tłumaczenie nie jest zrobione przez tłumacza zaprzysiężonego przed niemieckim sądem, tylko z Polski. Nie pomogły tłumaczenia, że przecież jesteśmy w Unii, że polskie sądy i polscy tłumacze są nie mniej wiarygodni, niż niemieccy itd. Pani Wesoła uparła się, że nie i koniec. No więc dałam to świadectwo do tłumaczenia w Niemczech. I co? Dostałam w zasadzie kopię tego tłumaczenia, które już miałam, z małymi różnicami - wiadomo, każdy może tę samą rzecz powiedzieć albo opisać inaczej - ale generalnie miałam w ręku to samo, ale z pieczątką z Berlina. SUPER. Wysłałam do Pani Wesołej... dziś jest koniec lutego, a sprawa ciągnie się i ciągnie. To już nie tygodnie, a miesiące...Uprzejmy telefon z mojej strony, jak sprawa wygląda... "To jeszcze potrwa, mamy mnóstwo wniosków, ale już niedługo itd." Nie mogę zadrzeć z Panią Wesołą, bo zależy mi na uznaniu tego świadectwa, ale gdy sprawa się zakończy pomyślnie dla nas, ja tego tak nie zostawię. Tak się denerwuję, że zaczynam się budzić w nocy i nie śpię do rana. Gdy zaczynam temat szkoły, no bo trzeba do niej pojść, żeby się uczyć i w końcu zrobić tę maturę (jeśli dostałaby miejsce na następny rok szkolny, to matura za dwa lata), to moja Najstarsza tak mi powiedziała:

- Mamuś, matura to wojna.
- ?????? (to moje zdziwienie)
- no tak - pójdziesz na egzamin, trochę postrzelasz, napiszesz list i wrócisz do domu.
- ???????????????????????? (to moje bezgraniczne zdziwienie)

Za moich czasów nie trzeba było umieć strzelać. Wystarczyło wiedzieć ...

Ale my tę wojnę wygramy! Jestem tego pewna:-)

P.S. Najstarsza na szczęście nie siedzi w domu. W Niemczech można zrobić coś w rodzaju rocznego wolontariatu, nazywa się toto Freiwilliges Soziales Jahr - i ona w ramach tego programu dostała możliwość zrobienia rocznej praktyki w przedszkolu Złotowłosej. Nie jest to tak całkiem za friko - dostaje za to "kieszonkowe", ale wyrabia w tygodniu 39 godzin (w zasadzie pracuje od 7.45 do 16.45 codziennie) i ma prawo do normalnego urlopu - chyba 29 dni w roku. Niesamowite, u nas prawo do tylu dni miałaby po przepracowaniu chyba 10 lat. No cóż, co kraj, to obyczaj...

2 Kommentare:

  1. lubię czytać, jak to jest np z oświatą w innych krajach i porównywać z naszą rzeczywistością :)
    fajnie, że Najstarsza się nie leni i szkoda, że u nas nie ma czegoś takiego
    życzę szybkiego zakończenia sprawy z panią Wesołą ;)
    pozdrawiam ciepło
    Kasia

    AntwortenLöschen
  2. Alez macie przeboje... mam nadzieje ze wszystko dobrze sie ulozy. Masz racje co kraj to obyczaj, raz jestem pod wrazeniem a raz odwotnie :)buziaki i nie dajcie sie :)

    AntwortenLöschen