Rób to, co Cię uszczęśliwia. Bądź z kimś, kto sprawia, że się uśmiechasz. Śmiej się tyle, ile oddychasz i kochaj tak długo, jak żyjesz"

Samstag, 14. Januar 2012

Piątek 13-tego wcale nie musi być pechowy


LICH WILLKOMMEN...

czyli jak miło mieć urodziny:-))) 
Wiem, wiem, nie jestem odkrywcza - wiedzą to przecież wszyscy. 
Ale to naprawdę takie miłe, kiedy dostaje się kartki z życzeniami, miłe sms-y i maile, i oczywiście prezenty. W tym roku - niestety - nie było prezentów książkowych - chyba wszyscy w rodzinie widzą, 
jak mało czasu mam na czytanie. Były za to PIĘKNE przedmioty. Takie z tych, co to je się określa "miód na serce" - cudne zawieszki na drzwi i okienne klamki, i prymule, i wrzosik, i nowy storczyk do kolekcji....
 I nowa torebka w cudownym odcieniu koniaku!!! Od dawna mi się marzyła.
Teraz marzą mi się w identycznym odcieniu buty na wiosnę:-)

W tym roku moje urodziny przypadły jak zwykle 13-tego stycznia, ale nie zawsze jest to piątek.
Środek stycznia, a u mnie przed domen wiosennie się zrobiło. 
Prymulki już powędrowały do skrzynki "naparapetowej".
Ale Kot upodobał je sobie na legowisko i ganiam non stop przed dom i wywalam go z mojej 
pierwszej wiosennej skrzynki. 


To metalowe serduszko na parcianym sznurku 
jest lekko zardzewiałe. Świetnie się wpasowało w klimat 
naszych starych okien w salonie. 


A to zawieszka, cudnie - tak zwyczajnie, po prostu - zardzewiała. 
Powiesiłam ją na zewnątrz, przed wejściem. 
Przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru dzwoneczki dzwonią delikatnym brzękiem:-)


Samstag, 7. Januar 2012

Piękna Jadźka

 ... czyli moja orchidea - nazwana tak na cześć Omy Hedwig (czyli babci Jadwigi) - zaczyna gubić kwiatki. To już chyba ostatnie takie piękne jej zdjęcie. A kwitnie mi nieprzerwanie i niezmordowanie od 5 listopada, od kiedy to dostałam ją właśnie od omy Hedwig na "nowy dom". Przeraziła mnie trochę, bo miałam już kiedyś phalaenopsis i zalałam go "na śmierć". Ale jak się tę roślinę dobrze pielęgnuje, potrafi odwdzięczyć się przepięknym kwitnieniem. Gdy ją dostałam, miała oprócz rozkwitniętych już kwiatów po około 5 -7 pączków, które z czasem rozkwitały jeden po drugim. Ciekawe, czy uda mi się ją "przechować" do następnego kwitnienia?
A piękność na czarno - białej fotografii pod moją orchideą to stara maszyna do pisania, TORPEDO, którą znaleźliśmy na strychu - może mieć ok 100 lat. Aż dziw bierze, że ludzie takich rzeczy nie zabierają, wyprowadzając się. U nas zajęła honorowe miejsce w bibliotece - stoi sobie nobliwie na "Mamusi". A "Mamusia" to z kolei też wiekowa, ponad 100-letnia maszyna do szycia, pamiątka po mojej teściowej, przez mojego K. pieszczotliwie nazywana jak już wspomniałam. 


Freitag, 6. Januar 2012

Pochwała prostoty - biała zastawa stołowa


Przy okazji przeprowadzki kilka miesięcy temu odkurzyłam wszystkie swoje posiadane skarby. W domu w Polsce nie wszystko było wystawione na widok publiczny i oddany reszcie domowników tudzież gościom w użytkowanie. Tu, w nowym domu, też nie wszystko mogę wystawić - wprawdzie pomieszczeń byłoby pod dostatkiem (mamy teraz 14 pokojów), ale póki co używamy części domu - na parterze i półpiętrze, którą urządziliśmy meblami przywiezionymi z Polski. Nie dokupujemy na razie nic nowego, bo piętro będzie remontowane i dopiero wtedy zastanowię się nad nowymi meblami i miejscem dla nich. Dlatego też część mojej zastawy nadal spoczywa w kartonach, spowita w ochronne papierowe koszulki. Ta moja zastawa to nic nadzwyczajnego, zwykły biały komplet z Ćmielowa, ze złotym brzegiem. Poza tym biała cukiernica i komplet białych i szarych filiżanek ze spodkami nie wiadomo jakiego producenta





Mam też starą wazę, choć nie wiem ile ma lat. Najprawdopodbniej nie jest zbyt wiekowa, ale jest na pewno starsza ode mnie. Kupiliśmy kiedyś mały, z 1890 roku domek z magazynem w centrum wielkopolskiego G., gdzie mieszkaliśmy. Poprzedni właściciele "bujali się" z tym domkiem dwa lata nie było kupca na toto. My trafiliśmy na ogłoszenie, kiedy właśnie zdechła Starszomłodszej złota rybka i wybraliśmy się do G. celem zakupienia nowej, bo dziecię zapłakałoby się na amen. Zobaczyliśmy ogłoszenie w oknie małego domku, weszliśmy, obejrzeliśmy i... oczami wyobraźni zobaczyliśmy potencjał ukryty w tym budynku. Okazało się, że trzypiętrowy magazyn z cegły to budowlana "zdrowizna" i trzeba go będzie tylko odnowić - wymienić tynki wewnętrzne, okna, podłogi, instalacje (no trochę tych rzeczy trzeba będzie wymienić), ale same mury - rewelacja. Natomiast domek... budowlana tragedia - dosłownie gliniana lepianka. Trzeba go było wyburzyć i wybudować nowy na jego miejscu. Podczas rozbiórki znaleźliśmy kilka fajnych rzeczy, m. in. tę wazę. Nie odważyłabym się wlać do niej niedzielnego rosołu, choć ją wyparzyłam po przyniesieniu do domu i wykorzystuję do różnych dekoracji. Na Boże Narodzenie zamieszkały w niej bombki, a na Wielkanoc posadzę w niej żonkile i szafirki.

Donnerstag, 5. Januar 2012

KIlka zdjec z nowego zycia


Wreszcie mam porzadny aparat. Nikon D5100. Ale cacko. Tzn. mam i nie mam. No bo tak naprawde dostala go Najstarsza (skadinad calkiem dobra fotografka), no ale - jak to w rodzinie bywa - dostaje jeden, korzystaja wszyscy, tzn. Najstarsza i ja. Tzn. aparat jest jeden, a my obie mamy kazda swoja karte pamieci. Moj K. wpadl na ten pomysl po historii opowiedzianej nam przez naszych przyjaciol. A bylo to tak: byla sobie rodzina : maz, zona, dzieci i babcia (tzn. matka jego, a tesciowa jej). Babcia namietnie prasowala wszystkie wyprane rzeczy. Przy zelazku mogla spedzac doslownie kazda wolna minute. W zasadzie wszyscy powinni byc zadowoleni i szczesliwi, ale tak nie bylo. Otoz zelazko, ktorym prasowala babcia nalezalo do zony (cyzli do synowej). Synowa wydala na nie majatek, mialo wszystkie bajery, jakimi tylko najnowoczesniejsze zelazka pochwalic sie moga i stanowilo dume dumnej posiadaczki. Coz z tego, kiedy babcia to nowoczesne cudo wyposazone w stope, ktora nie powinna sie nigdy przypalic, regularnie przypalala. Nie specjalnie, ale wychowana na innym zelazku miala chyba po prostu inna technike prasowania. Synowa zelazko czyscila, babcia przypalala. I tak w kolko. Natomiast maz i syn musial ciagle wysluchiwac skarg obu kobiet, ktore - kiedys zgodne - teraz klocily sie o kazdy drobiazg, juz nie tylko o zelazko. Doszlo juz nawet do tego, ze za sprawa wspomnianego zelazka atmosfera w rodzinie popsula sie do tego stopnia, ze maz z zona postanowili udac sie do specjalisty, tzw. negocjatora rodzinnego (nawet nie wiedzialam, ze taki ktos istnieje). Negocjator wysluchal calej historii, glowa pokiwal ze zrozumieniem i zapytal: "Nooo, a nie pomysleli panstwo, zeby kupic babci inne zelazko? Tylko do jej uzytku?... Maz z zona popatrzyli na siebie, bo spodziewali sie nie wiadomo jakiego wykladu na temat sporu w ich rodzinie, a tu prosze ... wystarczylo tylko kupic nowe zelazko :-) Historia jest autentyczna, wiec K. postanowil zapobiec powstaniu jakichs konfliktow zwiazanych z uzytkowaniem aparatu. Kazda z nas ma karte o pojemnosci 8 giga. 
Niestety nie moge tego powiedziec o moim starym komputerze, ktory zawiesza sie juz w tej chwili w momencie logowania, nie moge wiec skorzystac z niego i napisac tego postu porzadnie, czyli z polskimi znakami. Musialam pojsc w pozyczke i wzielam laptop Najstarszej. Moj komputerowy stary "odkurzacz" pojedzie ze mna do Polski za dwa tygodnie i pojdzie do naprawy i odrobaczenia, bo odkad go mam od 2003 jeszcze ani razu nie odmowil posluszenstwa. 

A co sie tyczy zdjec - zrobione w swieta, w domu i na swiatecznym spacerze. Widac na nich Złotowłosą i Najmłodszego, jak sprzataja opadle z drzew liscie, widac kawalek naszego nowego domu, nasz partyhaus z warsztatem stolarskim za domem w przydomowym parku, jest i nasz kot KOT. Na kolejnej skladance choinka i ozdoby bozonarodzeniowe i kawalek salonu oraz kwiatkow na kuchennym parapecie.
  

Sonntag, 1. Januar 2012

Jestem szczęśliwą kurą domową bez żadnych noworocznych postanowień...

Noworocznych postanowień nie będzie w Nowym Roku A.D. 2012, tak jak i w poprzednich latach ich nie było. Żadnych takich "schudnę 10 kilo" - bo dobrze mi w moim ciele, a zresztą - jak znam siebie - pod presją takiego postanowienia przytyłabym na pewno. Żadnych "przeczytam więcej książek" - bo ani dzieci, ani obowiązków mi nie ubędzie, ponad 300-metrowy dom nie skurczy się do rozmiarów kawalerki, żeby na sprzątanie wystarczyło mi pół godziny dziennie. Uwielbiam czytać i poświęcam tej pasji -no, może nie każdą wolną minutkę -ale tyle czasu, ile tylko mogę. Od lat nie palę, oszczędzam, zdrowo się odżywiam, raz - dwa razy w tygodniu uprawiam sport (chodzę z kijami lub pływam), jestem świadomą, szczęśliwą i dumną matką mojej czwórki dzieciaków oraz żoną mężowi, a praca? ... No cóż - Kiedy ktoś mnie pyta, czy pracuję, odpowiadam zawsze: ależ tak, oczywiście! Nie dostaję wprawdzie wynagrodzenia, ale tak - pracuję! Jestem zarówno kucharką, sprzątaczką, kelnerką, piekarzem jak i nauczycielką, lekarką, fotografem, opiekunką do dzieci, szoferem, zaopatrzeniowcem, pielęgniarką, krawcową i księgowa. Jestem też osobistą asystentką i doradcą ds. szkolnictwa, ubezpieczenia i bankowości, czasami organizuję przyjęcia, jestem tez budzikiem i bankomatem. Nie mam urlopu, wolnego ani chorobowego (jak zachoruję i tak muszę pracować), a pracuję dzień i noc, Zawsze mam dyżur 24 h na dobę (do końca życia). A w związku z naszą zupełnie nową sytuacją życiową jestem też dla reszty rodziny osobistą tłumaczką. Wydaje mi się też, że byłabym sfrustrowana, gdyby mi się nie udało szybko zrealizować tych postanowień, np. schudnąć. A na frustracje, kiepskie nastroje tudzież stany depresyjne nie mam ochoty ani czasu. Dlatego nic nie postanawiam. Jeśli chcę coś zrobić, to to robię i nie muszę mieć do tego Nowego Roku. Nie zaczynam uprawiać sportu od poniedziałku albo nie czekam do początku nowego miesiąca, żeby zacząć być miłą.


Czasami uda mi się coś zrobić dla siebie - zupełnie niezaplanowanie - uszyję albo zrobię coś ładnego, spotkam się ze znajomą, poczytam... głównie jednak poświęcam swój czas rodzinie (z wielu względów - jest nas wszystkich sześcioro, moje dzieci są w bardzo różnym wieku, mają bardzo różne zainteresowania, gusty i upodobania, od kilku miesięcy wszyscy mieszkamy w nowym miejscu itd.itd.) Ale bardzo lubię, ba! kocham to co robię. Inaczej nie byłoby mnie tu, gdzie jestem i nie robiłabym tego wszystkiego, co robię :-) 

Na Nowy Rok stwierdzę tylko pompatycznie, że jestem szczęśliwa. I życzyłabym sobie, żeby już tak zostało !