... nie spodziewałam się, że kończący się właśnie rok będzie miał takie miłe
zakończenie. W pracy byłam do 12.00 i plan miałam taki, że mój K. mnie z pracy odbierze i pojedziemy na sylwestrowe zakupy, bo Sylwestra mieliśmy spędzać tradycyjnie w domu - jakoś nie możemy się zdobyć na to, aby obarczać kogoś w noc sylwestrową opieką nad naszą 2,5 letnią Złotowłosą. No i tak, jak to zostało zaplanowane, parę minut po 12.00 podjechał po mnie mój mąż - samochodem zapakowanym po sam dach, ze wszystkimi trzema córkami na pokładzie, z boxem przypiętym do dachu - na wszelki wypadek, gdyby pogoda okazała się sprzyjająca, zapakowali do niego kombinezony, buty i narty - i pojechaliśmy... w góry. Do naszych przyjaciół mieszkających w Podszklu, dwadzieścia kilka kilometrów od Zakopanego. Ukartowali tę niespodziankę wszyscy - K. oraz nasze dziewczynki do spółki z Mirkiem i Tereską i efektem tej niespodzianki jest to, że teraz siedzę sobie w górach, w bardzo miłym towarzystwie, piję pyszną wiśnióweczkę i cieszę się ze spotkania z przyjaciółmi.
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen