Czy moglibyście wyobrazić sobie świat bez misia? Swoje dzieciństwo bez pluszowej przytulanki, która ułatwia życie wszystkim maluchom, pomaga zasypiać, pociesza po przebudzeniu w środku nocy, koi ból i łzy, a którą wielu dorosłych przechowuje do dziś z ogromnym sentymentem. Ja też mam swojego misia (zdjęcie wkleję po południu, bo baterie do sprzętu jeszcze się ładują) - nie wiem od kiedy jest u mnie, ale z pewnością jest on bardzo wiekowy (ma prawie 40 lat:-)
"Wszystko zaczęło się w 1902 roku, gdy prezydent Stanów Zjednoczony Teodor Roosvelt, wybrał się na polowanie. Po kilku godzinach bezskutecznych łowów, jeden z towarzyszy prezydenta postrzelił małego niedźwiadka i zaprowadził go do Roosvelta. Prezydent, gdy ujrzał przerażone zwierzątko, natychmiast kazał je uwolnić.
Wydarzenie uwiecznił na rysunku Clifford Berryman. Rysunek ukazał się w gazecie „The Washington Post”. Obrazek natchnął sklepikarza z Brooklynu, Morrisa Mitchoma, imigranta z Rosji, do produkcji, za specjalnym pozwoleniem prezydenta, pluszowych niedźwiadków o nazwie Teddy. W ciągu kilku lat Mitchom stał się potentatem pluszowym i właścicielem „Ideal” – jednej z najbardziej znanych firm produkującej misie." (cytat wzięłam stąd)
Dzisiejszy dzień jest przyjemny podwójnie: 25 listopada to moje imieniny i święto Pluszowego Misia. Zapowiada się bardzo fajnie, choć Ka. nieobecny, ale to nic - poświętujemy z "dzieckami". Od Ka. dostałam piękne życzenia imieninowe, szkoda że on tak daleko, ale co zrobić - taka praca, że się po świecie tułać trzeba.
Zaraz się biorę do pieczenia - nie może się przecież obyć takie podwójne święto bez wspaniałego ciasta. Chyba zaproponuję moim dziewczynom rogaliki drożdżowe nadziewane jabłkami i śliwkami - a zresztą poczekam z tym pieczeniem do 16.00. Wtedy upieczemy je razem z Klarą - będzie miała super zajęcie na dzisiejsze popołudnie, bo po powrocie z przedszkola strasznie się nudzi czasami i chciałaby non stop oglądać Jim Jam.
Złotowłosa zabrała dziś do przedszkola nie misia, a pluszowego słonia Teddy'ego, który towarzyszy jej od urodzenia. Kiedyś nazywał się "NieMa", bo ciągle go gdzieś gubiła i gdy chciała go przytulić, a my nie mogłyśmy go znaleźć, mówiłyśmy jej: nie ma... A potem mój Ka. wymyślił Teddy'ego, bo łatwo wpadał w ucho i nie był trudny do wymówienia. A poniżej zdjęcie Złotowłosej z zeszłorocznego Święta Misia
Foto © by Matys
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen